jest bez tokia na szczawiach jest dobity
do podstawy teraz może ruszyć wewnątrz
z zawieją własnych członków i jak w roju
dostrzec królową ruchu i trutnia poziomu
dających znak na wynos tylko przeciw własnej
niedonoszonej w swym sercu kołysce i na sobie
uskładać własne skrzydło na ciężarze
gatunku i na sobie zaostrzyć dzidę lotu i na sobie
stępić berdo siekiery i pod sobą podpalić
wszystkie własne nerony i za sobą włóczyć
swoich własnych chrześcijan na powrozach
swoich żył własnych i do woli wypróżniać się
w wydrążone swoje własne kości i
zasadzać w nich swoje własne oliwki
na swój olej jadalny i na pomaszczenie
pierwszej wolnej powierzchni pod dłonią
i po łokcie zapracować się sobą bez normy na
sól i na wodę na chleb i na plewy
oskomego sporysza i ten kto tak zrobi
odklei się od swego trupa na innych i w grząskim
nacisku odczepi cudzy kondukt i na pochyłości
własnej zobaczy jak lawina z podbitych podeszew
zmiata zeń co do nogi i wtedy to szczęście
jeszcze może się zdarzyć ktoś naciśnie butem
twoją wargę dotychczas składaną i ta warga
pęknie przez całość i długa słona smuga bólu
opasze cię wpół mocno na wskroś bez nawiasów
Strona:Tymoteusz Karpowicz - Odwrócone światło.djvu/222
Ta strona została przepisana.