Strona:Tymoteusz Karpowicz - Odwrócone światło.djvu/28

Ta strona została skorygowana.

kopia artystyczna

ŚPIĄCY KRÓLEWICZ
nago odłogi sen zastrzały już bez wrażliwości
gipsowej maski zdarzeń żadne widmo świetlne
nie poruszy mu ręki dziennymi ustami
całując je w nawisie nad krwią tylko czasem
pan zygmunt szklaną laską uderzy o pierścień
bez połowy znaczenia wszyscy wiedzą
sześć razy bije północ o lód głową szalony z wyboru
ciągle próbuje okryć zdjętą z siebie skórą
tamtą nagość ze zdartym przez innych imieniem
gdy sami odarci przez wyzutych z zapisu dobiegli
sklepienia tak dwuznacznej powierzchni swych nazw
uszczelnionych na nigdy między nim a nimi
sama niedorzeczność tlenu ale ten leżący na ich
osobnościach
jest z ich łóżka prawda zamieć w nim szaleje
bez popręg i w gipsie odmrożone twarze próbują żywego
wynieść chyłkiem z kryształów lecz królewna nie chce
stracić wiary
w ostateczną posługę na bieli zgarnia wciąż okrycia
nasyłane już tajnie bez rąk i bez oczu przez wycięte
do białka szuwary oddechu odrzuca na miejsce odrosłą
gałąź szronu z jej krtani a przecież go kocha
cała w zaspach dotyku czuje dreszcz za dreszczem
gdy ściąga jeszcze jedną nawianą nań skórę z obnażeń
dostaje tak zwężonych źrenic że cieniutka brzytwa
którą zęby rozwiera by swój język włożyć
w igielne ucho szczęścia w zaciśnięciu pęka
w zaklęcie nie wchodzi