Ta strona została przepisana.
kopia artystyczna
Z NIEPCHNIĘĆ TORREADORA
jego czas jest na ostrzu już na wybiegu
wiąże swą kruchą nieśmiertelność
na przedramiennym wzorze powietrza
dwoma szpadami naraz powłóczyste skrzydło
tlenu uchyla wszystko z kapelusza
naprzemiannożna trybuna łzy i mocz
napina a z nabrzmiałej w tobie równowagi
spoza rogów metr już odstaje i ujmuje
cię cało na zakrzepłej skali wymierności
wyrobnika napięć lśnisz dla paradoksu
iskry w tłuszczach twój grząski namuł
cielesny od rogu jest wieczny kiedy nagle
środka kliszy zwycięskiego byka na zabicie
też po wierzchu całują
błyska flesz meteoru i jest bez godziny