KALOS K’AGATHOS
biała
nagminnie sama nie powielana przestrzeń widzenia
w bezgranicznym polu chodzenia jedynowidztwo
wywleczone ze ślepnącego serca zarośnięte
najdawniejszą powieką suche źródło powietrza
w nieustępliwej rdzy powierzchni szukająca
ruchomego guza biała laska zwodzenia z wiatru
przekładana z oddechu w oddech zaklęsła od różdżki
miara określająca oderwane od ramion zbliżenie
do oddzielonej od powieki pełni tu oślepła
z powiązania wszystkiego dokoła we wrzeciona odwrotne
od teb w zwijające się do środka oko
edypa
tymczasem edyp zamierza iść dalej wbrew poetom
odszukuje sandał i mimo przestrzeni przywraca mu nogę
i tak powielony wstępuje ze skóry do bezgraniczności
kiedy o milimetr posuwa swe ślepe królestwo przed siebie
badając stopień upadku to pole chodzenia zdejmuje
pierwszą chustę z oczu teraz edypowi łatwiej
uchwycić się długich włosów jasnowidztwa bo trafia
na gałąź tarniny z niej więc wolno podnosi obłą
liścia powiekę to prawda trzeszczy pod nim szkliwo
światła i samą czerwienią zasypuje mu czaszkę
lecz radość koloru osusza mu pot wewnętrzny na żebrach
i tu na nich widzi suche źródło powietrza
jak się osadza na pulsie zapowiedzi ruchu krwi do przodu
nakrusza rdzewiejący czop powietrza świszczę
Strona:Tymoteusz Karpowicz - Odwrócone światło.djvu/346
Ta strona została przepisana.
kopia artystyczna