PRZEWIJANIE W PARKU
parzyste ławki cierpienia
pod zamówionym niefortunnie klonem
wielolistnego pośpiechu
znają swój kamień na pamięć ich słowik
nakręcony przez chińskiego cesarza
tyle drzew na gałęzi dawno z niego
wyrosłej nie spadający i nie wstępujący
siwym śpiewem zarasta a parzystość
zdejmuje rękawiczki i do pocałowania
ławka biodro podsuwa na lodzie stąd cierpienie
w lusterku się przegląda klon podwaja
i znowu z pośpiechem nie chce być
sobie wzajemne w to miejsce gdzie słowik
spisuje już pamiętnik a nie śpiewa patrzy
nadal przelotnie niniwę przewija
na kłębku niepamięci i wciąż zza zakrętów
nici ucieka ktoś z gałęzią ognistą i drugi
zakręt zabiega mu usta gdy trzeci przewraca
go w zielone traw y tlenu i tam się kotłuje
prosta formuła szczęścia chiński cesarz
wsadza klucz w serce słowika zgrzyta
muzyczny namiar nuty na gwiazdę w zamarzniętym
źródle śpiewu ławka na odbiciu sadza
najdziwniejszy z kręgów który opasuje smukły
pień powietrza sam zarasta w tym kole a w głosie
zamiata swe odpady to szeleści jeden z tych obrotów
na nieprawym boku radości i w głąb parku wchodzi
trochę kotar niby przysłaniają cudze oczy
Strona:Tymoteusz Karpowicz - Odwrócone światło.djvu/350
Ta strona została przepisana.
kopia artystyczna