DALEKA ROZMOWA
trochę zapisu krwi pod twoją niepotrzebną głowę
znak dany pod górę czasu nie do wejścia
tyle już pamiętam z wysokiego wzgórza strzału
co robicie piśmienne drzewa kreślące dzisiejsze poranki
od byle pióra przez wszystkie ptaki otwarte na przełaj
w jakiej głosce jego krtań otwiera się do rany
jak wymawiacie się z diamentu jego głosu kocham
a ginę tnącym oko opatrzności na tyle trójkątów
w rozsądnym witrażu powietrza z podpisem boga
jakie u kreślicie w bólu liścia z jego ust na wasze szumy
opadniętego do pisowni świata bez jego ramienia
gdzie gramatyk go uczy kuli w sercu utuczonej
której już głowie najpierwej w waszych koronach
lekkomyślnie przerzucać wiatr z oczodołów na
widzenie liści
co macie z jego żebra w swym wyjętym boku
to do nas toczysz ten strumyczek krwi pod stanie
naszej głowy wiatr ścinasz ukosem po twarzy
z łykiem w ustach wczorajszych na zawsze
Strona:Tymoteusz Karpowicz - Odwrócone światło.djvu/354
Ta strona została przepisana.
kopia artystyczna