Strona:Tymoteusz Karpowicz - Odwrócone światło.djvu/378

Ta strona została przepisana.
kopia artystyczna

RUCH GŁOWĄ
jak bezimiennie wypełniają mnie nazwy
wszystkich strażników pieczęci
w konfesjonałach naszych imion zasiada
wyprzedzające kolana pukanie
grzech modlitwy odstaje od krzyża

jest bezprzedmiotowe świtanie w nim
bezbrzeżna głowa słuchu w długiej łodzi
zamarzłego śpiewu przytula się do wiosła
które tkwi w bryle lodu bryła tkwi
w boku lodowca a lodowiec tkwi w zamrożonym
płucu boga a bóg tkwi w ostatecznym
wzorze zimna mimo wszystko głowa gromadzi
brzeg za którym coś wreszcie da znak

bo poza wielką wargą mowy jest jeszcze
synaj znaku i tablice ruchu bezjęzyczna
wypuklina świtu i to odłamane ramię słowa
po słowie aby żaden jakub na drabinie
mowy nie powiedział stoi na gołębiu gołąb

bo jeszcze od gołębia na gołębiu wyżej
rośnie gałąź powietrza nad każdą szczeliną
niemych warg zwisa jej owoc z granatów
śmiertelnie oczyszczony ta co nią poruszy
zostaje zasypana do dna też bezprzedmiotowo
ale to stawianie ostatniej pieczęci na wargach
przez taki pocałunek bez żelaza w ustach
brzmi jak werbel królewski głowa się posuwa