PORANNY DIALOG
stroma piękności poranku
dokąd zakładasz tę szyję
pozadrzewnej słonecznej gałęzi
że wysokie gniazdo śmierci
boi się i nie śpiewa w tej chwili
pierwsza solistka świata odkłada
białe usta poza latające
nuty ptaków śledzi w blasku
wstępujące pawie oddechu wolna
każdą barierę masz w sobie
oprócz twojej z promiennego boku
ognistym tryskającej żebrem
to twoje westchnienie mnie wysyła
na te miecze promieni
wbite po rękojeść w słońce
to twoja szyja podnosi
moją zwisającą głowę
z prosektoryjnej dłoni natury
i z tego co w nas teraz ślepe
otwierasz górujący ogień
ale żyjąca w dwójnasób z miejsca
żądasz odżylnie zachwytu
nacelowujesz dwa lustra na lustro
poprzeczne od zagadek dokąd
zaszedłbym czesząc twoje włosy
siecznym promieniem wzroku
Strona:Tymoteusz Karpowicz - Odwrócone światło.djvu/408
Ta strona została przepisana.
kopia artystyczna