zaświergotej po strunach zdziebecko, zdziebecko,
Wy moje fleciki i kobzy pękate — pękate,
zaświszcie se, jak po wirchach kozice rogate — rogate.
Zatańczę se koło proga w chałupie — w chałupie,
nie będę stał z moją druhną przy słupie — przy słupie.
Dyć to drużba taki skory do tańca,
ale w karczmie przy szklaneczce obrońca — obrońca.
Jak się łąki, jak się hale ucisą,
pognam wołki, pognam capy na Cichą,
jak na halach ja barany odkrzycę,
a tymczasem niosę Pannie żeńtycę — żeńtycę.
Wojował ja w Miklasie i w Śpisu,
zawezwał mnie w Uhrach żandarm do spisu — do spisu
i nie znalazł atramentu, ni pióra,
bo mój kamrat mu oberwał medale z mundura — z mundura.
Nie dziwcie się, że ja tańczę, ja czarny,
bom se pojadł na śniadanie pół sarny.
Niech mnie strzelcy nie gonią od Hamrów — od Hamrów,
bo w Smreczyńską na polany idę znów — idę znów.
Żeby nie ten Jezusowy w stajni dwór,
zatańczyłbym ja tu z tobą na umór — na umór,
lecz mi trochę mały Jezus tu wadzi,
że nie chcę się z tobą wadzić przy boskiej czeladzi — czeladzi.
O, wy bracia, wy zwierzęta, tu w nędzy,
nie macie ani fortuny ni złotej przędzy,
bądźcie w zgodzie, jako gwiazdy na niebie razem,
odegnajcie z siebie pychę Bożym rozkazem.