W każdym razie nie przypuszczam, żeby powstanie mogło wybuchnąć w stolicy chińskiego państwa. Władze chińskie wiedzą o tem, że w razie wzburzenia czeka ich wielka odpowiedzialność przed rządem angielskim.
Nie zwłócząc, udam się nazajutrz do gubernatora Pekinu i zażądam, żeby rozkazał wojsku otoczyć domy Anglików i strzec ich przed napaścią dzikiej tłuszczy. Dodam przytem, że jeśli nie spełni ściśle mego żądania, srogo odpowie za to przed Anglją.
Nazajutrz pan Brown udał się do gubernatora i prosił go o wydanie rozkazów otoczenia chrześcijańskich domów wojskiem i natychmiastowego karania śmiałków, którzyby się odważyli z bronią w rękach napaść na Europejczyków.
Gubernator odparł, że wyda odpowiednie rozkazy i oświadczył, że, będąc przyjacielem Europejczyków, nie pozwoli im uczynić najmniejszej krzywdy.
Znacznie uspokojony powrócił pan Brown do domu i powtórzył żonie i Williamowi odpowiedź gubernatora.
Tegoż dnia otrzymał z Londynu depeszę, głoszącą, że kilka pancerników, czyli dużych okrętów wojennych, wraz z wielką liczbą wojska wyjeżdża do Chin.
Od owego dnia upłynęło dwa tygodnie. Przez ten czas pan Brown nie otrzymał od swych pomocników żadnej niepokojącej wiadomości. Przypuszczano, że chińskie wojsko, wysłane do wzburzonych prowincyj, zażegnało powstanie.
Państwo Brown i William cieszyli się z tego wielce.
— Groziło nam wielkie niebezpieczeństwo, — mówił Brown — ale, na szczęście, już minęło. Sądzę, że wysłane na pomoc okręty wrócą z drogi do Anglji. Droga morzem z Londynu do Chin
Strona:U Chińczyków.djvu/28
Ta strona została uwierzytelniona.