W lekkim negliżu aniołkowie bosi —
Z uśmiechem — pełnym dziecięcego flirtu,
Wśród architrawów i kolumn swawolą:
W tłuste rączęta klaszczą — kosi! kosi!
Tańczą i skaczą i grają w diavolo
Albo w chowankę — w złotych krzewach mirtu...
Obłoczki lecą, niby bańki z mydła,
Róg obfitości rozrzuca łakocie,
W słoneczne niebo wzlatują gołąbki...
Bawi się rzesza płocha, lekkoskrzydła,
O przyszłość nie dba — w rozkosznej pustocie
W ostatecznego Sądu grając trąbki...
A na uboczu — z powagą lokaja,
Który pilnuje Pańskich pacholątek, —
Stoi, odziany jeno w sierść bawolą,
W trepki obuty tajemniczy świątek
I ostrzegawczo palec w górę wznosi,
Niby figlarną dziatwę uspokaja...
W lekkim negliżu aniołkowie bosi
Wśród architrawów i kolumn swawolą...
1921
Strona:Ulicą i drogą.djvu/022
Ta strona została uwierzytelniona.