Strona:Uniłowski - Dzień rekruta S1 Ł6 C5.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

baterji, używany do zajęć nie wymagających energji i charakteru. Prowadził chorych do lekarza, pokazywał gdzie co zamieść, najczęściej robił inspekcję wychodków, czy są czyste i wysypane piaskiem. Na mój widok, kapral Borek uśmiechnął się tak jakgdybym ja był kapralem a on mną. Miał rude włosy i oliwkową cerę, co wyglądało nieprzyjemnie. „Jesteście zapisani, o, tu“. Wskazał palcem na pulchną od brudu książkę. Kiwnąłem głową i aby mu się czemś zrewanżować, machnąłem w powietrzu mojemi kliszami. W tej chwili kapral Borek przerażonemi gestami wskazał pokój lekarski. Na mnie kolej. Starałem się przybrać minę człowieka który nie ma nic wspólnego z tem wszystkiem, inteligenta równego lekarzowi; a zatem maleńkie wyjaśnienie ze słowami: oczywiście, procedura, nieporozumienie. Byłem gotów się poniżyć, zszujeć, byleby tylko wrócić do dawnego życia. Położyłem przed doktorem poplamione kopercisko z taką siłą, że powiew poruszył kilka włosów bródki doktora. Przekręcił głowę, czułem że patrzy na moje buty. Ogniomistrz Żuk coś mu tłumaczył nad uchem, ze wzrokiem motocyklisty pędzącego nad przepaścią. Wyczułem, że to co mówił nie tyczyło mnie. Doktór odpowiedział ze zniecierpliwieniem:
— Wszystko jedno, rano czy w nocy, niech djabli porwą! Co to za paskudztwo leży przede mną?
— Coszcie tu położyli przed panem majorem? — zwrócił się do mnie ogniomistrz Żuk.
— To są roentgenowskie zdjęcia moich chorych płuc, ponieważ w międzyczasie zapadłem i znalazłem się tutaj na skutek nieporozumienia — powiedziałem twardo.
— Co wy powiecie, to taki nowy wynalazek? — zapytał doktór.
Nie wiedziałem co odpowiedzieć i tylko biłem ręką w piersi jak goryl.
— Słuchajcie, że jesteście zdrowe byczysko i markierant, na to nie potrzeba was wcale badać. — Pyrgnął kopertę z kliszami za siebie. — Sądzę, że tydzień sprzątania wychodków wpłynie korzystnie na stan waszych płuc. Tamtejsze powietrze — wiecie. Biedaczysko. Następny!
Powlokłem się aby podnieść klisze, ale ogniomistrz Żuk przeszkodził mi ze słowami:
— Zostawcie to, byszcie więcej nie zawracali głowy panu majorowi. Gdże jeszt wasz kapral? Szłuchajcże Borek, ten wasz chorowity ma przeż tydżen wychodki czyszcicz.
To było wszystko. Minąłem się w przejściu z rekrutem kwitnącym na szyi czyrakami. Stanąłem na placu i ogarnąłem wzrokiem baraki, kilka drzew, znów baraki. Z konieczności wszystko wydało mi się bliższe, hę, wcale miłe, przemknęła mi nawet myśl jak przerażona myszka, że za półtora roku przykro będzie to wszystko opuszczać. Przygnieciony kapitulacją, patrzałem na fryzjera pułkowego, który wyszedł przed zakład i trzepał jakieś