Strona:Upominek. Książka zbiorowa na cześć Elizy Orzeszkowej (1866-1891).pdf/232

Ta strona została przepisana.

chodzenia (boć jestem szlachcianką, inaczej nie byłabym panną na wydaniu) i z racji czegoś tam jeszcze należy. Przyszły mój właściciel, zwany inaczej mężem, biorąc mnie z dobrego domu, tem samem przyjmuje na siebie obowiązek „uszczęśliwienia“ mnie w taki mianowicie sposób.
Czemu mam to przypisać, że nic z tych rzeczy i myśli, które powinny mnie interesować, bawić i zajmować, wcale mnie nie obchodzi? Dlaczego mama powtarza ciągle, że teraz właśnie powinnam się „wybawić“, dopóki „nic nie mam na głowie?“ Dlaczego bale i stroje wcale mnie nie zajmują? Dlaczego nudzę się na wszelkich rautach i spacerach, które — wiem o tem dobrze — są pretekstami do pokazywania mnie ludziom? Ach, mój Boże, czy znajdę kiedy odpowiedź na te pytania?... Nie uważam się bynajmniej ani za lepszą, ani za mądrzejszą, ani za ładniejszą od wielu innych, jestem po prostu tylko od nich różną. Koleżanki z pensji opuściły szkołę z wielką radością, porzuciły książki i kajety na zawsze, uśmiechają się, wdzięczą, stroją, szukają mężów. Kilka z nich już ma dziś „byt zapewniony“, znalazły właścicieli. Zapytałam się jednej z nich, czy szczęśliwa? Otrzymałam z początku wymijającą odpowiedź, z której nic wnosić nie było można. Później jednak na pytania moje może trochę natrętne, chociaż nie próżną ciekawością się powodowałam, dowiedziałam się, iż „myślała, że to co innego, że dopóki była panną, przynajmniej bawiła się, o niczem nie myślała, a teraz ciągle się ją o coś pytają, radzić sobie nie umie, mąż z jej gospodarstwa niezadowolony“... Ze wszystkiego widać było, że zawiodła się biedaczka, że mąż jej, poczciwy, pracowity, choć nie przerastający przeciętnych ludzi ani głową, ani sercem, nawet niema pojęcia, że ta, o której rękę się starał i posiadł ją nareszcie, w swych snach dziewiczych, marzyła o swym małżonku, jak ta, która mówiła:

Chcę żyć z twej pracy i z twojego potu;
Chcę, byś był moim cieniem, mojem echem,
Odpowiedzialnym za mnie niewolnikiem...

Mąż jej wprawdzie pracował, ale nie był i nie chciałby być ani jej „cieniem“ ani „echem“, a tembardziej „niewolnikiem“.
Biedaczka, zawiodła się!...
Jedną z moich koleżanek, która z pensji wyszła za mąż dzięki znacznemu posagowi i znaczniejszemu jeszcze zastępowi bardzo blizkich, bardzo niemłodych i bardzo bogatych krewnych, mąż zdradzał prawie nazajutrz po ślubie. Cóż w tem dziwnego? Nie kochali się nigdy wzajemnie: on ożenił się dla pieniędzy, ona oddała mu rękę dla nazwiska... I ta się zawiodła!

Mogłabym takich — z małemi warjantami — przykładów przytoczyć bardzo wiele. Rozglądając się dokoła pośród znajomych lub znanych ze słyszenia, widzenia i dalszych stosunków, nigdzie nie znajduję małżeństwa, na które patrząc, mogłabym powiedzieć: takbym żyć chciała!... Podobno źle to bardzo, gdy niczego nikomu człowiek nie zazdrości; ja właśnie niczego nikomu nie zazdroszczę, ale dlatego tylko, że... nie mam czego!... Większość małżeństw jest zwyczajnym interesem handlowo-przemysłowym, mniejszość znaczna, zwykłem spełnieniem pewnych przyjętych i uświęconych zwyczajów czy obyczajów społecznych, które mężczyzna w pewnym wieku spełnić powinien, czy musi... Wolę o tem nie pisać, bo czuję, że potrącam o materję drażliwą, z którąbym rady dać sobie nie umiała. Ale wiem doskonale, co chciałabym powiedzieć. Użyję porównania: prarodzicowi naszemu Adamowi było podobno w raju bardzo nudno, niedobrze, brakowało mu czegoś, a że towarzystwo ta-

220