Strona:Upominek. Książka zbiorowa na cześć Elizy Orzeszkowej (1866-1891).pdf/458

Ta strona została przepisana.

z pod śmiertelnego całuna apatji, z rozpaczliwej chwilowej energji, zwykle nieoczekiwanej, zrozumie, czem był taki człowiek, czem mógłby był zostać... Tak uczony podróżnik, stojąc śród mchem lub pyłem pokrytych odwiecznych ruin, po których drapieżny syn pustyni, niewolniczy Fellah lub obojętny potomek Inkasów, depcą bezmyślnie, potrafi z ułamka muru, z zatartego napisu poznać i odtworzyć tę budowlę, co niegdyś wznosiła się dumnie ku obłokom, zanim zębem czasu, ręką złych ludzi lub kulami wroga została w dół strącona.
Stanisław D. należał właśnie do tego drugiego rodzaju zmarnowanych: był już trupem duchowym, zanim stał się fizycznym. Wykształcony nietylko zawodowo, ale i wszechstronnie, miewał chwile ożywienia, w których objawiał głębokie poglądy i niepospolitą erudycję; posiadał wiele luźnych notat i prac pozaczynanych, lecz na radę, by się wziął do ich opracowania, wykończenia, odpowiadał zwykle ze smutkiem: „Eh! już zapóźno, przepadło!... Brakło mu już sił do kroczenia dalej; olbrzymi niegdyś zapas energji życiowej, którym możnaby było obdzielić obficie dziesiątki, zwycięzkich jednak, filistrów, już był wyczerpany. Dla obcych przedstawiał się on czasem „niezdarą“, częściej wesołym facecjonistą, niewyczerpanym w dykteryjkach; trzymał się zasady, że „żółcią pojąc się własną, trzeba twarz zachować jasną“. Jednak gdy uwolnił się od obcego sobie towarzystwa i znalazł się sam lub w kółku blizkich, wtedy wpadał często w smutną zadumę o strasznych bólach przebytych, o przeciwnościach, które nie dozwoliły mu zająć się ulubionemi studjami naukowemi i znękały jego umysł, o młodości przedwcześnie zwiędłej, nieopromienionej blaskiem jasnych chwil, o całym szeregu bezustannych gwałtów, jakie musiał zadawać swym pragnieniom, uczuciom, ambicjom... życie napełniało go wstrętem. Czasami, uniesiony siłą jakiejś reakcji organizmu przeciw bólom moralnym, rzucał się całem ciałem o ścianę pokoju i padał wyczerpany na podłogę, poczem wpadał znowu w stan zadumy. Biada ludziom, co wpadają w zadumę: wskutek takiej zadumy, a może i wskutek bolesnej świadomości zmarnowania się w życiu znalazł Stanisław śmierć pod kołami parowego potwora.
Wypadek powyższy stanowi jeden z bardzo licznych przykładów marnowania się najlepszych sił wśród naszej młodzieży: niektórzy wprawdzie unikają zmarnowania w ten sposób, że ofiarują swe siły umysłowe, swą działalność na usługi obcych, ale i wtedy dla nas są oni straceni. W ten sposób dokonywa się z przerażającą bystrością ujemne wybrakowywanie wśród naszego społeczeństwa; giną szlachetni, pozostają filistrzy. Dawniej już zwrócono uwagę, że militaryzm wpływa na fizyczną degenerację rodu ludzkiego, wyrywając rodzinie i społeczeństwu najzdrowsze, najsilniejsze jednostki, które giną na polach bitew, lub marnieją bezprodukcyjnie. Powyżej ilustrowany objaw wpływa w podobny sposób na degenerację duchową. Częste powtarzanie się tego objawu stępiło naszę wrażliwość nań: student, zdobywający wiedzę o chłodzie i głodzie wśród materjalnych, fizycznych i moralnych katuszy, więcej jest u nas przedmiotem humoreski, niż dramatu.
Pragnąłbym, ażeby powyższych słów kilka mogło pobudzić naszę wrażliwość w tym kierunku, uświadomić grożące nam stąd niebezpieczeństwo i skłonić nas do stawienia mu czoła.
Niech to będzie nasze suprema lex.


Warszawa.Wacław Nałkowski.