Strona:Upominek. Książka zbiorowa na cześć Elizy Orzeszkowej (1866-1891).pdf/486

Ta strona została przepisana.

że kto sierotę przygarnie do siebie, temu błogosławieństwo dom nawiedzi, a za dziecięciem zjawi się nieznacznie jędza, która przysporzy dostatków i dobrobytu w domu. Była to wigilja św. Jana; małżeństwo poszło do lasu i postanowiło zabrać niemowlę; kiedy dochodzili wiadomego miejsca, doleciało ich uszu straszne syczenie i kipienie wężów, a skoro strzelec rozgarnął gałęzie dla wydobycia dzieciny, z przestrachem ujrzał wielki kłąb wężów, wijących się gromadnie; kłąb ten był tak wysoki, jak dobra kopa siana i wił się tuż pod gniazdeczkiem dziecięcia tak, że czasem otaczały całe gniazdo węże. Król wężów, w złocistej koronie, przewijał się w tym kłębie, a kiedy się posunął, to cały kłąb toczył się za nim z przeraźliwm sykiem. — Uciekajmy, zawołał po chwili strzelec do żony; znać król wężów odbierze jędzy dziecko; nie dla nas sierotka. — Czekajmy, rzekła żona, dziecię pozostać tu nie może. — Przesiedzieli tedy w ogromnym strachu do północy; skoro nadeszła, błyskawice rozświetliły niebo, pioruny poczęły uderzać, wkońcu wszystko ucichło; z trwogą w sercu małżeństwo przybliżyło się znów do gniazdeczka i ze zdziwieniem ujrzało, że wężów już nie było, a tylko wiewiórka chyżo skakała niedaleko gniazdeczka, a w niem leżało prześliczne dziecię z otwartemi oczkami i rozkosznie uśmiechało się do siebie; dobrze znać mu jędza wysłała gniazdeczko, mchy były miękkie i suche ziółka wonne, a jakie puchy ciepłe i rozkoszne! żaden ptaszek nie uściele piękniej pisklęcia. Żona Strzelca, ujrzawszy urocze zjawisko, rozpłakała się, bo tylko w kościele na ołtarzu widzieć można tak piękne aniołki, takie to było białe, śliczne, a włosięta kręcone, że tylko się chciało patrzeć i patrzeć nieustannie. Odtąd dziewczynka rosła swobodnie w chacie, cudna i mądra; oczy miała czarne, niby węgle płomieniste, włos falujący, jasny, a wszyscy ją kochali i każdy słuchał, choć była młoda; dziecię przyniosło w dom błogosławieństwo, oraz dobytek i szczęście. Smutny wszakże był koniec dziewczyny. Kiedy dorosła lat szesnastu, nie wiedząc, że kochać jej nie wolno, polubiła całą duszą młodzieńca, a on nawzajem odpłacał jej gorącem uczuciem. Pewnego letniego poranku biegli razem, snując cudną przędzę marzeń; nad strumykiem rosły lilje wodne; dziewczę chciało sięgnąć po kwiatek; nagle ziemia się pod nią osunęła, plusk dał się słyszeć; młodzieniec wskoczył do wody, chcąc ratować ukochaną; daremnie, dziewczę przepadło bez wieści; tylko, wydostawszy się z wody, chłopiec usłyszał w przepaści szum straszny, niby syk wężów, a potem przeciągły śmiech, głośny a dziki. Odtąd co roku w wigilję św. Jana ujrzeć można płynącego wieczorem po strumieniu łabędzia i takie słychać słowa oddalonej piosenki:

Ha, przez ciemny bór,
A na biały dwór
Ptaszyna leciała;
A mnie Bóg nie dał
Tego, co mnie znał,
Com go pokochała!

Marnie ze świata
Zeszły me lata
I z krasotą moją!
Nie z wieńcem jadą,
Nie w trumnę kładą,
Lecz w zimną wodę.


Smardzew pod Sieradzem.Ignacja Piątkowska.





474