sobą. Janek nie zdejmował z niej oczu. Zdawało się, te za chwilę rzuci się na nią.
— Coś powiedziała, że Aniela?..
Urwał i roześmiał się ponownie. Jego twarz skrzywił dziki grymas, a oczy biegały gorączkowo po pokoju, jakgdyby szukały narzędzia. Jankowi wróciła przytomność umysłu. Spokojnie zapalił cygaro i usiadł na krześle tuż obok przybyłej.
— Już odzyskałem równowagę. Nie lękaj się mnie. Klawy Janek ma twardą skórę Życzę Anieli dużo szczęścia z jej adwokatem. Cieszę się, że jednak wybrała sobie na męża człowieka, zbliżonego do naszego zawodu. Złodziej i adwokat są stale w kontakcie — ironizował. — Tylko o jedną bym ją prosił drobnostkę A potem — przysięgam, nie pokażę jej się więcej na oczy.
Oboje milczeli przez chwilę. Kobieta spojrzała ze współczuciem na Janka i zapytała.
— Powiedz, o co ci chodzi... Postaram się wpłynąć, by uczyniła zadość twej prośbie, jesteś wszak naszym człowiekiem.
Janek z wdzięcznością pocałował ją w rękę.
— Pragnę ją zobaczyć po raz ostatni, w życiu — wyrzucił z siebie jednym tchem.
— Widziałeś ją tej nocy.
— Wiesz o tym? — zawołał Janek zdumiony. Jesteś genialnym detektywem — uśmiechnął się posępnie.
— Dziękuje za komplement — obraziła się.
— To nie komplement. Jesteś doskonale poinformowana.
— Wiem też o twoim liście. Aniela podarła go na drobne kawałki i podeptała nogami.
— Kłamiesz! Kłamiesz! zerwał się Janek z miejsca i uczynił ruch, jakgdyby ją chciał schwycić za gardło. Kobieta nie ruszyła się z miejsca. Spoglądała na niego dumnie, jak na tchórza, którego nie ma powodu się
Strona:Urke-Nachalnik - Gdyby nie kobiety.djvu/105
Ta strona została przepisana.