Strona:Urke-Nachalnik - Gdyby nie kobiety.djvu/114

Ta strona została przepisana.

go, żeś ofiarowała mi swe serce żeś oddała w me ręce swój los.
— O nie, Janeczku, nie boję się o siebie — odparła Aniela, — płacze nad tobą.
— Nade mną? Nie rozumiem ciebie.
— Tak najdroższy obawiam się teraz więcej o ciebie, niż o siebie. Serce mi mówi, że nie długo będzie my cieszyli się sobą.
— Głupstwa.
— O, mój złoty, nie mów tak. Mam ku temu po wody. Czeka nas nieszczęście.
— Poco mamy mówić o nieszczęściu, kiedy jesteś my tak szczęśliwi? — zaczął się Janek denerwować. — Należymy do siebie i nic nie jest w stanie zakłócić naszej radości. Nie myśl o niczym, pozostaw to mnie.
— Janeczku, kochany, — wybuchła Aniela płaczem. — Twoje szczęście może się lada moment zamienić w nieszczęście. Musimy czym prędzej opuścić to uzdrowisko. Inaczej będziemy zgubieni.
Janek zastanowił się na chwilę, poczym rzekł:
— Sadzisz, że policja jest na moim tropie
— Jestem tego pewna. Ale co ciebie naprowadziło na tę myśl?
— Domyślam się. Była u mnie pewna kobieta...
— Czy Róża była u ciebie? — zawołała Aniela.
— Tak. Opowiadała mi wele. Między innymi wspomniała o policji.
Aniela sposępniała. Łzy napłynęły jej do oczu.
— Kobieta ta przechwalała się, żeś się zwierzył przed nią ze swej miłości do mnie.
— Istotnie. Ona jedna mnie tutaj rozumiała. Tylko... dziwnie niemam do niej zaufania... Powiedz Janku, czy kobieta ta nie należy do waszego świata?
Janek milczał.
— Nie odpowiadasz?
— Nie wiem... Zresztą, ona jest twoją krewną.. Przy-