Klawy Janek machinalnie podał swój garnuszek i odebrał swój „przydział“ chleba, który odłożył na stół. W garnuszku chlusnęła czarna ciecz o osobliwym i przykrym zapachu. Drzwi z łoskotem zatrzasnęły się z powrotem.
Janek przyjmował wszystko z wyrazem twarzy człowieka, który postradał zmysły. Robił wrażenie człowieka-lunatyka. Wypadki, które spadły na niego tak niespodziewanie, w strząsnęły nim do głębi. Żelazny Janek załamał się. Rozstanie z Anielą i uwięzienie oszołomiły go. Ale nie na długo. Po dwuch dniach zrodził się w nim bunt przeciwko prześladowcom.
Wiedział, że wcześniej, czy później uda mu się stąd wydostać. O siebie się nie troszczył. Niepokoiła go tylko myśl o tym, że Aniela nie wytrzyma reżymu więziennego. Pienił się ze złości, zagrażał. Ale cela więzienna przypominała mu że póki jest w tych murach, silniejsi są ci, którzy je strzegą. Hamował swój gniew, by w przystępie furii nie popełnić głupstwa, które trzeba będzie w więzieniu odpokutować.
Z niecierpliwością oczekiwał chwili, kiedy prowadzić go będą do sędziego śledczego. Nie podobała mu się sytuacja, że znów spotka się z ironicznymi spojrzeniami prześladowców. Nie znosił ich, „przedstawicieli sprawiedliwości“ — a jednak pragnął, by to spotkanie odbyło się czym wcześniej, by jaknajprędzej dowieść, że Aniela jest niewinna.
Był pewny, że sędzia śledczy wypuści ją na wolność.
„Wezmę wszystko na siebie — rozumował w duchu — przyznam się do wszystkiego, czego tylko ode mnie zażądają, byle by zwolnili Anielę“.
Był tak odurzony miłością do Anieli, że przestał się orientować w sytuacji. Zapomniał, że policja jest poinformowana o udziale Anieli w akcji wykradzenia go z Pawlaka i że ten fakt wystarczy, by Anielę dalej trzymać w więzieniu i skazać ją na karę więzienia. Podświadomość
Strona:Urke-Nachalnik - Gdyby nie kobiety.djvu/128
Ta strona została przepisana.