wrażenie, że jesteście zbyt pewni siebie.
— Taki już jestem i nie zmienię się.
— A kiedy zamierzacie znów stad uciekać?
— Gdy tylko się nadarzy ku temu okazja, panie sędzio. Rozmyślam właśnie o tym w dzień i w nocy.
— Daremny trud. Więcej się wam ta sztuka nie uda. Wiecie, o co was oskarżają?
— Skąd miałbym o tym wiedzieć? — udawał Janek, że nic nie rozumie. — Co policji może wpaść do głowy, tego ja wymyśleć nie potrafię. Mogą mi wmówić nawet, że urodziłem dziecko...
— Siadajcie i bez żartów! — rzekł sędzia surowiej. — Musimy się rozmówić. Dodaję na wstępie, że to od was zależy, by kara wypadła łagodniejsza. Ale, by to się stało, trzeba abyście nam opowiedzieli całą prawdę.
— Czyż inaczej myślałem?...
Sędzia śledczy wyczuł ironię ze słów Klawego Janka i przyjął surową postawę.
— Czy wiecie, że swoim zachowaniem pogarszacie tylko sytuacje? — zapytał ostro sędzia śledczy.
— Mamy dość środków na to, by jednak skłonić was do większej rozmówności.
— Wiem o tym. Wszystko mi jedno. Możecie robić ze mną, co chcecie. Ale uprzedzam, że ze złością nic nie wskóracie u mnie.
— Możliwe, ale waszej przyjaciółce nie jest chyba wszystko jedno, co będzie.
Słowa te silnie podziałały na Klawego Janka. Odbiło się to momentalnie na wyrazie jego twarzy, Łobuzerski wyraz twarzy ustąpił miejsca wyrazom cierpienia i męki. Zwiesił głowę.
— Ona jest niewinna... Ona jest niewinna... — powtarzał kilkakrotnie, a sam skręcał się przy tym, niby gad. Zdawało się, że wrastał w ziemię. Stał się mniejszy o głowę.
Sędzia śledczy wyprostował się. Triumfalnie pokrę-
Strona:Urke-Nachalnik - Gdyby nie kobiety.djvu/137
Ta strona została przepisana.