— Tak, z tobą. Tyś mnie kazał zamknąć w domu dla wariatów! Chciałeś mnie się pozbyć! Chciałeś zająć moje miejsce!!...
Kolego Wołkow, co też pan powiada?
— Nie myśl, że postradałem zmysły. Jestem zdrów, rozumiesz?... jestem zdrów! — walił Wołkow pięścią w stół.
— Wierzę panu. Wszak widzę, że jest pan zdrów...
— Wierzysz mi?.. Ale ja tobie nie wierzę!..
Twarz Wołkowa wykrzywiła się nie do poznania. Szczupak uczynił ruch, jak gdyby chciał nacisnąć dzwonek alarmowy na biurku. Wołkow jednak odtrącił jego rękę gwałtownie.
Szczupak zbladł śmiertelnie. W mózgu jego błysnęła myśl.
— Wołkow zbiegł z domu dla wariatów. Jak go się pozbyć? Kto wie, czego chce...
Wołkow nie spuszczał zeń oka.
— Dziwisz się, poco tu przyszedłem? Czego od ciebie chcę... Zaczekaj...
— Szczupak utkwił w nim wystraszone, pytające spojrzenie.
— Siadaj! — rozkazał Wołkow.
— Radzę, nie staraj się stąd wydostać. Wszak znasz mnie. Wiesz, że nie zwykłem żartować.
Szczupak odruchowo cofnął się w tył. Wołkow tej chwili był tak nie podobny do siebie, do dawnego Wołkowa.. i wzbudzał w Szczupaku tyle strachu, że poprostu ząb dzwonił mu o ząb; jakgdyby Szczupak nagle dostał febry. Trząsł się w panicznym lęku.
Wołkow zawołał ponownie:
— Siadaj!
Schwycił go za rękę i zmusił do zajęcia miejsca w fotelu.
Szczupak ciężko opadł na fotel i wystraszonymi oczyma wpił się w twarz Wołkowa. Wołkow miał
Strona:Urke-Nachalnik - Gdyby nie kobiety.djvu/175
Ta strona została przepisana.