dni bawi na wolności i że matka jego wyjednała, by na jej odpowiedzialność wypisano go ze szpitala.
Faktycznie stan choroby Wołkowa był daleko poważniejszy, niż na początku. Opętała go mania prześladowcza; stale wydawało mu się, że ścigają go i pragną zdemaskować jego zbrodnie. Szczupaka uważał za za ciekłego wroga; na niego zrzucał wine za wszystkie klęski. Oddawna go nie znosił, ale od czasu, gdy Szczupak zajął jego stanowisko, pałał ku niemu niepohamowaną nienawiścią.
— Otwierasz szufladę, czy nie?
— Uspokój się. przyjacielu. Dla ciebie jestem gotów uczynić wszystko. Proszę bardzo.
Mówiąc to, Szczupak wsunął ręce do kieszeni, jak gdyby chciał stamtąd wyjąć kluczyk. Ale Wołkow schwycił go za ręce, wołając:
— Ja sam wyjmę kluczyk!
Mówiąc to, Wołkow miał na celu dostać się do tylnej kieszeni Szczupaka, by wyjąć rewolwer. W tym samym momencie mózg Szczupaka przebiegła myśl:
— Kto wie, co temu szaleńcowi może przyjść do głowy!... Trzeba się bronić, póki czas.
Błyskawicznym ruchem cofnął się w tył i dobył rewolweru.
— Stój! Nie ruszaj się! Słyszysz?!
— Słyszę — uśmiechnął się Wołkow, posuwając się powoli w stronę przeciwnika.
— Stój, bo strzelam!
Wołkow roześmiał się głośno, po czym szarpnął za guziki munduru i obnażył pierś.
— Proszę, strzelaj! Strzelaj! Czemu stoisz?!
Szczupak nie wiedział, jak postąpić. Strzelać do anormalnego człowieka nie sposób. Nie wiedział jednak, jak się inaczej go pozbyć. Naraz z całych sił rzucił się na Wołkowa.
Walczyli zawzięcie. Wołkow wypróbowanym sposo-
Strona:Urke-Nachalnik - Gdyby nie kobiety.djvu/177
Ta strona została przepisana.