Strona:Urke-Nachalnik - Gdyby nie kobiety.djvu/180

Ta strona została przepisana.

Wołkow cichutko otworzył okienko, prowadzące na dach sąsiedniego domu. Uprzednio doprowadził wszystko do porządku, by nikt nie mógł domyśleć się, co zaszło. Nawet kluczyki Szczupaka włożył mu z powrotem do kieszeni.
Wołkow nie chciał wracać tą samą drogą, jaką przyszedł.
Roześmiał się na myśl, że policja nąpróżno będzie się głowiła nad tajemniczą zbrodnią, jaka miała miejsce tej nocy w urzędzie śledczym.
Wydostał się przez okienko i zamknął je za sobą. Powoli, na czworakach, posuwał się po dachach, aż dostał się na strych znanego mu od dawna domu. gdzie w swoim czasie dokonał rewizji.
Bez większych trudności otworzył drzwi, prowadzące na strych i zeszedł d o schodach. Dozorca na widok munduru komisarza policji, schylił się nisko i szybko po biegł, by otworzyć mu drzwi. Nie śmiał nawet spojrzeć w twarz surowemu komisarzowi..
Po wydostaniu się ze szpitala Wołkow nie pokazywał się wcale w domu. Żona jego odetchnęła z ulgą. Miała zapewnioną egzystencję. Pieniędzy jej nie brakło — były to pieniądze, które „Klawy Janek“ zgubił po dokonaniu włamania i rabunku u hrabiny, a które Wołkow zdobył po zamordowaniu policjanta. Mogła żyć w dostatku. Nie zastanawiała się nad tym, skąd mąż zdobył tyle pieniędzy i jakie jest ich pochodzenie.
Wołkow zamieszkał u swej matki, która na skutek nadwątlonego stanu zdrowia przeniosła się na stałe do Warszawy. Wiedziała, że śmierć jej jest bliska. Udało jej się dzięki zabiegom adwokata, wydostać chorego syna ze szpitala, aby mógł czuwać przy jej łożu. Wołkow był jedynym synem i jedynym spadkobiercą jej znacznego majątku. W jaki sposób doszła do tego majątku, tego Wołkow nie wiedział. Matka nigdy nie wspominała mu o tym. Plotki, jakie krążyły o jego