słabej strony... I dlatego rozpoczęła od sprawy, którą można było go, jako komisarza policji, zainteresować.
— A więc, mam rozumieć pani słowa, jako chęć oddania nam swoich usług? — zapytał Szczupak po pewnym namyśle, nie spuszczając przy tych słowach oka z twarzy „Zimnej kokoty“, jakby nie chciał uronić najmniejszego drgnięcia. — jakie pani stawia warunki zapłaty?
Szczupak, znając ludzi nocy, wiedział, że bez zapłaty niczego nie zrobią, nawet okiem nie mrugną. Nie ufał zbytnio jej pragnieniu zemsty. Był pewny, że „Zimna kokota“ ma w tym także interes materialny.
— Nie mam zamiaru być pańską płatną konfidentką — odparła „Zimna kokota“.
— Proponuję panu interes na wzajemnych zasadach, któryby się nam jednakowo opłacał.
Jej zbyt szczera propozycja dotknęła Szczupaka, jego uszy policyjne nie mogły obojętnie wysłuchać propozycji, trącącej zbyt przejrzyście przekupstwem. Szczupak był bardzo daleki od łapówek w jakiejkolwiek formie byłyby mu one uczynione.
— Ze mną — uśmiechnął się Szczupak — niestety trudno jest zawierać tranzakcje handlowe. — A jednak gotów jestem wysłuchać, na czym polega pani propozycja. Mam wrażenie, że pani jest więcej człowiekiem interesu, niż kobietą...
— A czyż być urodziwą kobietą, to zły interes? Ale zaznaczam na wstępie, że nie przybyłam tu, by pana przekupić, jestem także daleka od tego, by usidlić pana jako kobieta i w ten sposób ułatwić sobie wykonanie planu. Moją ambicję stawiam ponad wszystko.
Pragnę zemsty!
„Zimnej kokoty“ nie trzeba było pouczać, jak ma postępować. Znała wszechstronnie arkana sztuki dyplomacji kobiecej. Wiedziała z doświadczenia, że im silniej atakować będzie mężczyznę, tym będzie oporniejszy.
Strona:Urke-Nachalnik - Gdyby nie kobiety.djvu/33
Ta strona została przepisana.