należę do ludzi dających się unosić falom fantazji. Całą noc spędzili na naradzie, na której szukali sposobu, by się pana komisarza pozbyć i jego zniszczyć. „Zimna kokota“ została przez nich nasłana, by pana zwabiła w „bezpieczne“ miejsce. I gdyby im się udało, byliby w odpowiedniej chwili, kiedy pan byłby pochłonięty „Zimną kokotą“, wpadli i... Panie komisarzu, nie jestem bajkopisarzem...
— Ale skąd o tym wiecie? Kto was tak dokładnie o wszystkim poinformował?
— Niestety, na razie musi to wszystko pozostać w tajemnicy.
— I to niby była przyczyna, dla której nas szpiegowałeś?
— Nie szpiegowałem pana komisarza, lecz strzegłem go! Uważałem to za swój obowiązek. Nie mogłem pana spuścić z oczu. Nie byłem tam sam. Na wszelki wypadek, w pobliżu, znajdowało się kilku moich wywiadowców. Przypuszczałem, że jej uda się za pierwszym razem pana komisarza gdzieś uprowadzić — rzekł Andrzejczak z uśmiechem.
Szczupak był jakby rażony prądem. Wstyd mu było spoglądać przodownikowi w oczy. Wierzył teraz, ie Andrzejczak nie zmyślił niczego. Andrzejczak urósł na znaczeniu w oczach Szczupaka. Odnosiło się wrażenie, jakby nagle zmieniły się role...
— I co jeszcze panu wiadomo? — spytał komisarz, gdy odzyskał równowagę.
— Wiem...
— Andrzejczak chrząknął. Ale spotkawszy się z zachęcającym spojrzeniem Szczupaka, rzekł:
— Wiem, że pan był w ich ręku i że mieli pana już związanego powrozami w piwnicy.
— Co??? — krzyknął Szczupak nie swoim głosem — Ja? Ja?
— To było w piwnicy Bajgełe — ciągnął dalej spokojnie. — Oni, coprawda, pana uwolnili ale nie wiem,
Strona:Urke-Nachalnik - Gdyby nie kobiety.djvu/49
Ta strona została przepisana.