czy pan zdaje sobie sprawę z tego, komu winien pan wdzięczność z powodu swego ocalenia.
— Komu?
— Przypadkowi.
— Nie rozumiem — rzekł Szczupak ze zdziwieniem.
— Przypadkowi — powtórzył Andrzejczak.
— Przypadkowo otoczyłem tę melinę przez moich ludzi. Nie pozostało tedy bandzie nic innego, jak uwolnić pana i ulotnić się. I ten przypadek zrządził, że pan komisarz ocalał.
— Dlaczego odrazu nie meldowaliście mnie o tym.
— Pan komisarz wybaczy, ale teraz jeszcze nie mogę udzielić na to pytanie odpowiedzi.
— Kto jeszcze wie o tym wypadku w suterynie?
— Nikt, oprócz mnie — zapewnił Andrzejczak.
— Rozumiem was — wyciągnął Szczupak dłoń Andrzejczakowi.
— Nie chcieliście mnie skompromitować. Dziękuję wam. Od dziś będziemy przyjaciółmi.
— A czy mogę wiedzieć poco mnie pan komisarz wzywał? — zapytał po chwili Andrzejczak.
— Chciałem z wami omówić tę sprawę oraz szczegóły dalszego postępowania. „Zimna kokota“ zapewniła mnie, że to jej mam do zawdzięczenia ocalenie życia, wówczas, w piwnicy...
— Ona już niejednego doprowadziła do tego, że musiał popełnić samobójstwo, ale ratować kogoś od śmierci, to nie jej fach — roześmiał się Andrzejczak. — Znam ją bardzo dobrze, ale teraz nie mam czasu na rozmowy o niej. Niedarmo ludzie nocy przezwali ją „Zimną kokotą“.
— Umówiłem z nią spotkanie dziś o 10 wieczór. Zresztą, wiecie sami o tym. Jak sądzicie, mam tam iść?
— Pewnie, że tak.
— A wy, co zrobicie?
Strona:Urke-Nachalnik - Gdyby nie kobiety.djvu/50
Ta strona została przepisana.