pod głowę. Zapatrzył się na kraty, a jego oczy przybrały przy tym szklany wyraz.
— Czemu pan milczy?
Garbusek westchnął.
Czas mija. Ja jestem zająty. Czemu pan milczy?
Garbusek leżał bez ruchu.
— Mówi pan, czy pan śpi?
— Nie mówię i nie śpię — zawołał garbusek ze złością, ostro akcentując każde słowo.
— Więc nie chce pan wydać swoich wspólników?
— Nie! Nie!!
— Umrzesz zbrodniarzem.
I sędzia śledczy zaczął zbierać swoje papiery.
— Już mnie pan opuszcza? Czemu się pan spieszy? — odezwał się nagle garbusek.
Sędzia śledczy spojrzał na niego podejrzliwie:
— Rozmyślił się pan? Chce pan zeznawać?
— Tak.
Sędzia śledczy uśmiechnął się z zadowoleniem i pomógł choremu ułożyć się wygodnie na posłaniu. Potem wyjął z powrotem papiery z teki. Uczynił wszystkie potrzebne przygotowania. Nawet jego zewnętrzny wygląd zmienił się nagle. Nie wątpił już teraz, że ten stary zdechlak — jak go nazywał w myślach będzie śpiewał, jak z nut.
— Tak to rozumiem. Jeszcze dziś poślę panu dobrego lekarza. Nie jest pan jeszcze taki stary — pocieszał go. — Wszystko może być jeszcze dobrze.
A więc, teraz do rzeczy.
Garbusek uśmiechnął się pod nosem i błysnął jakby łobuzowato oczyma. Sędzia śledczy przyjął to za dobrą monetę.
— Najpierw powiedz mi pan, jak długo przebywa pan już u nas w Warszawie?
— Dobrych parę lat, panie sędzio śledczy.
Strona:Urke-Nachalnik - Gdyby nie kobiety.djvu/73
Ta strona została przepisana.