Strażnik przy pomocy swego „wypróbowanego środka“ stwierdził natychmiast, że więzień nie żyje.
Rabin złodziejów doczekał się wreszcie tego, na co tak długo czekał z niecierpliwością.
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Wiadomość o śmierci garbuska rozniosła się szybko wśród ludzi nocy. We wszystkich melinach, kawiarniach, restauracjach, uczęszczanych przez nich, podawano sobie nowinę z ust do ust. A wiadomość ta zrobiła na wszystkich wielkie wrażenie. Nawet przeciwnicy garbuska słuchali z respektem opowiadań o jego ostatnich minutach w szpitalu więziennym.
Bajgełe przyjął tę wiadomość z zapartym tchem. Natychmiast przyjechał do Warszawy i podstawił „lepszych facetów“, aby się postarali o wydobycie zwłok z więzienia.
Dzięki protekcji i wstawiennictwu bardzo ważnych osobistości udało się wydostać zwłoki. Podstawiono ciotkę, stryja, kuzyna, którzy się zobowiązali że urządzą pogrzeb na własny rachunek.
W największej tajemnicy przeniesiono zwłoki garbuska na bezpieczne miejsce, gdzie ludzie nocy mogli bez przeszkód przyjść i pożegnać po raz ostatni swego wiernego towarzysza.
Garbusek leżał na ziemi obstawiony srebrnym lichtarzami, w których paliły się świece. Po długich kłótniach i dyskusjach zgodził się Bajgełe na te kwiaty które przynieśli nie Żvlzi.
Przez cała dobę żegnali swego garbuska przy Molach zastawionych flaszkami wódki, wina i zakąsek. A potem nadeszła chwila, gdy trzeba go było pożegnać na zawsze. Przez całą noc zajmowano się przygotowaniem pogrzebu garbuska.
Pieniędzy niebrak było. Każdy składał z całego serca datek, według swego stanowiska, jakie zajmował