prędko. Takiego oddanego przyjaciela, jakiego w nim mieliśmy już tak rychło nie znajdziemy.
Chytrymi oczkami powiódł Bajgełe po obecnych, aby się przekonać, jakie wrażenie wywołały jego słowa i tak ciągnął dalej:
— Kto z was może zaprzeczyć, że nie jest tak, jak powiedziałem? Kto z was może tak naszykować robotę, jak on to potrafił? Owszem, powiedźcie, kto?!
Wszyscy spojrzeli po sobie, lecz nikt nie ośmielił się przerwać wszechmocnemu Bajgełe.
Bajgełe otworzył już usta, aby mówić dalej, gdy w tym odezwał się Józek Zalewacz:
— Ja wiem, kto może zająć jego miejsce. Któż inny, jak nie ja sam?! — zawołał na cały głos.
Kilka głosów zaraz dodało:
— Tak Józek Zalewacz powinien zastąpić zmarłego. Nikt inny tylko on.
Bajgełe udawał, że nie słyszy tych głosów i chciał mówić dalej. Lecz jeden z obecnych, zwolennik Zalewacza nabrał nagle odwagi i ściągnął go za marynarkę.
Całe szacowne grono podzieliło się na dwa wrogie obozy. Jeden obóz stanął po stronie Bajgełe, a drugi po stronie Józka Zalewacza.
Niewiele brakło, by w ruch poszły stołki, laski, noże i rewolwery. Gdyby nie zapobiegliwość „zimnej kokoty“, z pewnością doszłoby do krwawej masakry. Nieproszona przez nikogo zajęła miejsce na „mównicy“ i zaczęła przemawiać stanowczym i rozkazującym tonem:
— CISZA. Jak wam nie wstyd?
Istotnie w mgnieniu oka ustał wszelki krzyk. Oczy wszystkich zwrócone były w stronę „mównicy“. Zimna kokota w tym momencie wyglądała imponująco. Spojrzeniem zelektryzowała zgromadzonych. nakazując im posłuszeństwo i uległość.
Strona:Urke-Nachalnik - Gdyby nie kobiety.djvu/79
Ta strona została przepisana.