gdy stałam w bliskim kontakcie z Wołkowem, czyniłam to dla waszego dobra.
— Dla naszego dobra? — parsknął śmiechem Józek Zalewacz. Można pęknąć ze śmiechu. Co wy na to, koledzy? — szydził z „zimnej kokoty“ Józek Zalewacz. Jak się wam podoba ten „mesjasz“ złodziei?
— CHA! CHA! CHA... — wtórowali mu jego zwolennicy. Niech dalej grepsuje.
— Niech lepiej stanie z koszem pod halami, a nie nam prawić morały, patrzcie, kto nas uczy moresu?
Bajgełe, który przez cały czas nerwowo wrzucał sobie do ust czekoladki, uśmiechnął się pewny siebie, że w końcu zwycięży „zimna kokota“. Dla tej przyczyny nie zabierał głosu w tej dyskusji.
Ale gdy wyzwiska nie ustawały, a Józek Zalewacz zawołał: „może tak jaśnie pani „zimna kokota“ i mnie pozwoli powiedzieć kilka słów“, wówczas Bajgełe nie wytrzymał i krzyknął:
— TY frajerska duszo! Odwalisz się? To wstyd, byśmy się dali wodzić za nos przez frajerskiego kombinatora. Kim dla nas jest ten krzykacz? Przecież tylko butelce ma on do zawdzięczenia, że znajduje się w naszych szeregach.
Awantura się wzmogła. Zwolennicy Zalewacza przelicytowali przeciwników, uznając go za swego człowieka. Zimna kokota ustąpiła Zalewaczowi miejsca na mównicy. Zalewaczowi jednak nie powiodło się. Zbyt inteligentną wypalił mówkę i z kretesem przepadł w opinii złodziejskiej. Kilku zwolenników Bajgełe ściągnęło Zalewacza z mównicy, na której triumfalnie teraz stanęła „zimna kokota“.
— Teraz mieliście możność przekonania się, że z Zalewaczem nie tak łatwo będzie można się porozumieć. Musimy mieć swego człowieka, z którym możnaby było zasiąść do stołu i gadać po naszemu.
Strona:Urke-Nachalnik - Gdyby nie kobiety.djvu/81
Ta strona została przepisana.