nował półmrok, który nie nastrajał zachęcająco. „Bajgełe“ wyczuł, że Wołkow waha się, czy przestąpić ten próg. Pociągnął go za sobą.
— Proszę panów bardzo — zachęcała kobieta, któ ra ich wpuściła. — U nas są swoi ludzie.
„Bajgełe“ pchnął drzwi do bocznego pokoju, który był rzęsiście oświetlony. Wewnątrz nikogo nie było. Pokój był umeblowany wytwornie. „Bajgełe, który dobrze się czuł w tym lokalu zrzucił z siebie futro, które położył na krześle.
— Rozgość się i zachowuj, jak u siebie w domu — odezwał się „Bajgełe“ do Wołkowa.
Gdy Bajgełe naradzał się szeptem z gospodynią, Wołkow usłyszał, jak ktoś w przyległym pokoju dusi w sobje śmiech. Serce Wołkowa zabiło silniej. Przez mózg przebiegła mu przykra myśl: „oni mnie tu wykończą na zimno“. Instynktownie sięgnął ręką do kieszeni w której leżał rewolwer.
Wołkow siedział w pokoiu sam przez kilka chwil. Nawet „Bajgełe“ gdzieś znikł. Niepokój Wołkowa potęgował się. Był na siebie zły. że dał się naciągnąć tak lekkomyślnie przez „Bajgełe“. Nerwowo przeszedł się po pokoju i stanął przed podwójnymi i tak hermetycznie zamkniętymi oknami, że ledwie hałas ulicy można tu było usłyszeć. Wołkow wytężał umysł nad tym, jak się stąd czymprędzej uwoinić.
A śmiech z przyległego poaoju nie ustawał, jakby ktoś z niego kpił. Wołkow postanowił zareagować:
— Co to ma znaczyć?! — zawołał i kopnął nogą w drzwj.
„Bajgełe“ natychmiast się zjawił i z uśmiechem na ustach zawołał:
— Fe, nieładnie urządzać awantury w obcym domu. Sądziłem, że jesteś dżentelmenem.
— Co to wszystko ma znaczyć? — ostro zapyta! Wołkow. — Co to za kawały?
Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/11
Ta strona została skorygowana.