— Tylko bez nerwów, przyjacielu. Przygotowuj tu dla ciebie takie przyjęcie, którego napewno nie zaznałeś nigdzie jeszcze. Wnet wprowadzą ci tu najpiękniejsze dziewczęta. Muszą się jednak odpowiednio uszminkować.
— Co mnie zawracasz gitarę z kobietami. Przycieś nie po to tu przyszedłem.
— A poco? — zapytał zdziwiony „Bajgełe“.
— Po raz ostatni uprzedzam cię: tylko bez kawałów!
— Ja mówię poważnie.
— Gdzie profesor?
— Ach, o niego ci chodzi, to naprawdę profesor w swoim fachu... Ale on jest teraz zajęty...
Wołkow poczynił krok naprzód i chciał otworzyć drzwi prowadzące do drugiego pokoju. „Bajgełe“ zasłonił mu drogę, wybuchając śmiechem:
— Bez pośpiechu, przyjacielu. U nas, gdy się ktoś spieszy, dzieje mu się krzywda. Bądź cierpliwy jeszcze tylko dziesięć minut na zegarze.
„Bajgełe“ wskazał przy tym ręką na ścienny zegar. Wołkow nie miał teraz wątpliwości że, „Bajgełe“ zabawia się z nim w kota i myszkę. Każda minuta wydawała mu się wiecznością. Bajgełe miał tak dziwny i odrażający wyraz twarzy, że Wołkow postanowił opuścić ten podejrzany lokal.
Ale oto naraz światła zostały pogaszone. Ciemności egipskie zaległy mieszkanie.
— Zapal światło, bo będę strzelał! — zawołał przerażony Wołkow.
W odpowiedzi rozległ się donośny śmiech. Wołkowa obleciał teraz niesamowity strach. Wiedziony przeczuciem, które mówiło, że grozi mu teraz wielke niebezpieczeństwo, uczynił krok naprzód, gdy naraz poczuł silne uderzenie twardym przedmiotem w nogi. Okrzyk bólu zastygł na jego ustach.
Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/12
Ta strona została skorygowana.