Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/129

Ta strona została skorygowana.

Żarski lubił zapędzić się w podobne ślepe uliczki podejrzeń. Nam policjantom nie wolno filozofować. To nas sprowadza z właściwej drogi.
Komisarz Szczupak postanowił natychmiast nadać swoim słowom innego znaczenia. Zdecydował się zatrzeć wrażenie, jakie wywołały jego słowa u Wołkowa.
— Panie komisarzu, czy wolno mi szczerze wyłożyć swoją opinię?
— Bardzo będę rad — zawołał Wołkow. — Nie lubię gdy się operuje w mojej obecności półsłówkami.
— Moja konfidentka doniosła mi bardzo ważną nowinę. W związku z tym wypowiedziałem wpierw moje przypuszczenie.
— Dlaczego pan mi o tym wcześniej nie mówił — uczepił się tego Wołkow. — Naszym nieszczęściem jest, że każdy chce tylko pracować na własną rękę. I temu należy przypisać, dlaczego jeszcze bandy nie zlikwidowaliśmy. Musimy zrezygnować z osobistych ambicyj i razem zmierzać do wspólnego celu.
— Słusznie. I ja jestem tego samego zdania, panie komisarzu.
— Dla nas jest bardzo ważne doniesienie pańskiej konfidentki, o ile tylko można jej słowom ufać. Proszę, słucham, cóż takiego ona panu mówiła?
— Konfidentka godna jest stuprocentowego zaufania — rzekł Szczupak. — Niejednokrotnie odbierałem od niej absolutnie pewne informacje. I ona właśnie zakomunikowała mi, że na kilka chwil przed naszym przybyciem do Krygiera, zajechała tam taksówka z pewną kobietą i ostrzegła go przed naszą wizytą.
— A ma pan rysopis tej kobiety? — spytał Wołkow.
— Konfidentka moja zauważyła, że była to kobieta elegancka. Za wszelką cenę musimy tę kobietę od