ża mnie pen osobiście swoim postępowaniem! Pan aresztował moją konfidentkę bez żadnej podstawy.
Komisarz Wołkow przyjął poważny wyraz twarzy i, kładąc po przyjacielsku rękę na ramieniu Szczupaka, rzekł:
— Powiedz mi pan, jak długo już pan służy w policji?
— Co to ma wspólnego z tą sprawą?
— Bardzo wiele, przyjacielu.
— Z górą 7 lat — odparł Szczupak zdenerwowanym głosem.
— A ja o wiele dłużej — odparł Wołkow. — Nie zapominaj pan, że wysoki ten urząd piastuję po prze byciu wszystkich szczebli kariery policjanta — od posterunkowego do komisarza! Zapewne ma za sobą dość zasług, że dopiąłem tak wysokiego szczebla w mojej karierze. Natomiast pan, przyjacielu, zawdzię cza godność komisarza wyższemu wykształcenia i... protekcji — zakończył swoje uwagi Wołkow ironicz nym docinkiem.
— Nie wszyscy, którzy piastują wyższe godności, warci są ich stanowiska — mruknął Szczupak pod nosem.
— Skoro pan tak sądzi, tkwi w błędzie. Przyja cielu. jestem urodzonym detektywem i widzę to, cze go pan nie widzi. Kobietę, którą kazałem aresztować, oddawna poszukuję. I mnie ma pan okazać wdzięcz ność, że w porę ją unieszkodliwiłem, udaremniając jej zamiary... Powiedz mi pan, ale tylko uczciwie: czy była dla pana tylko konfidentką?
I Szczupak zaskoczony nie wiedział w pierw szej chwili co odpowiedzieć. Wołkow domyślił się, że natrafił na najboleśniejsze miejsce. Ciągnął tedy da lej:
— Odgadłem. Już opętała pana. Oho, ona jest mi strzynią pod tym względem. I mnie usiłowała dostać
Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/134
Ta strona została skorygowana.