Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/136

Ta strona została skorygowana.

— Njgdy! — odpowiedział Szczupak osobiście do tknięty tym pytaniem.
— Możliwe. Ale dziwi mnie to, w jaki sposób zapoznał ją pan.
— W bardzo prosty sposób. Byłem na dancingu. Po cywilnemu. Poprosiłem ją do tańca i od tego cza su znamy się.
Chytry uśmieszek zakwitł na ustach Wołkowa.
Chciał kontynuować rozmowę z zastępcą, ba wiąc się nim w mysz i kotkę, gdyż po tym co zaszło, Szczupak już nie miał o co podejrzewać Wołkowa, ale wtem zapukano do drzwi.
— Proszę — odezwał się Wołkow.
We drzwiach ukazała się jedna z dwuch poli cjantek, które konwojowały Reginę do aresztu. Z triumfem na twarzy położyła na biurko Wołkowa „zdobycz“ — brylantową kolię:
— Znaleźliśmy ją zaszytą w kołnierzu palta tej „damy“.
Bez słowa Wołkow wziął kolię do ręki i obejrzał ją z wszystkich stron. Napiął nerwy, by niczym nie zdradzić się przed zastępcą. Ale Szczupak nie wytrzy mał i zawołał:
— To kolia brylantowa żony ambasadora!
— Tak, to ta sama — powiedział pewnym gło sem Wołkow. — Kto z nas ma rację?
Szczupak milczał. Był zmieszany. Nie wiedział, co teraz powiedzieć.
Wołkow polecił umieścić Reginę w pojedyńczej celi.
Potem gdy znów zostali we dwójkę, Wołkow i Szczupak spoglądali na siebie przez chwilę. Wołkow zadzwonił do poselstwa:
— Tu komisarz Wołkow! Proszę sekretarza poselstwa do telefonu. Odnaleźliśmy brylantową ko lię pani ambasadorowej... Nasza policja działa sku-