Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/142

Ta strona została skorygowana.

Ale dlaczego kazałeś mnie aresztować?... Kolia brylantowa...
— Uspokój się. Kolię mam. Zwrócę ci ją.
Regina przytuliła go do siebie. Tym razem uczyni ła to szczerze. Po raz pierwszy w życiu była za krata mi. Zdawała sobie sprawę z tego, że był jedynym, który mógł ją stąd uwolnić.
W celi panowały ciemności. Jedynie przez kraty przesączało się z podwórza światło, co ułatwiło poru szanie się w wąskiej, wilgotnej celi.
Wołkow zmienił się nie do poznania. Gdyby mogła teraz dokładnie zobaczyć jego twarz, napewno nie tuli łaby go tak do siebie z takim spokojem i serdecznością.
— Ale dlaczego kazałeś mnie aresztować?
— Szczupak szpiegował mnie. Musiałem to zrobić.
— W taki sposób?
— Akurat wpadłem na taki pomysł. Przepadło.
— Ale będziesz symulował, że uciekłam?
— To już moja rzecz. Pozostaw to mnie.

Przytulił ją mocno do siebie i rzucił na posłanie. Re gina nie broniła się. Przeciwnie, pragnęła jego pieszczot.
— Zimno ci, droga moja?
— Tak. Boję się...
— Nie lękaj się. Za pół godzimy będziesz wolna... Sadystyczny uśmiech wykrzywił jego twarz. Jego ręce poszukiwały czegoś pociemku.
— Czego szukasz? — zapytała Regina.
— Nic, nic... Uspokój się...
— Puść mnie! — zerwała się nagle Regina.
— Odtrącasz mnie od siebie? — wyrzucał z siebie słowa, oddychając z trudem. — Narażam moją karierę dla ciebie, a ty mi się tak odwdzięczasz?... Rozczarowa łem się co do ciebie...
— Boję się... Boję się....
— Uspokój się. Wnet wyprowadzę cię stąd. Musi-