rozmawiać i... Będzie pan miał, panie profesorze, okazję przysłuchania się tej rozmowie.
Wołkow powoli odzyskiwał równowagę. Zrozumiał, że jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. W duchu tylko pomyślał: „niechaj się wydostanę stąd, a potem dam im nauczkę!“
Przyjrzał się bliżej „klawemu“ Jarkowi i nie wierzył własnym oczom, że tak łagodny z wyglądu młodzian jest osławionym opryszkiem. Mózg jego przebiegła w tej chwili myśl: „ach, gdyby się tak stał cud i nadeszła w porę pomoc, byłbym przecież w ciągu sekundy nakrył tę bandę“.
Po chwili wszyscy siedzieli już przy stole.
— Co słychać w Urzędzie Śledczym? — spytsf Krygier Wołkowa, uśmiechając się. — Nie stęskniliście się tam za mną?
— Oho! — uśmiechnął się Wołkow. — Gdybyście wiedzieli, jak was poszukujemy!... Ostatnie włamanie do skarbca udało się, co?
— Doskonale robota wypadła — odezwał się Janek.
— Hm... — mruknął Wołkow pod nosem. — Przy najmniej opłacała się....
— Naturalnie. Wykonujemy tylko takie roboty, które przynoszą dochód.
Bajgełe zbliżył się do Reginy i rzekł:
— Podaj do stołu. Tak mjłego gościa nie podejmjemy „na sucho“. Musiniy wypić „bruderszaft“.
— Ze mną? — uśmiechnął się Wołkow.
— Dlaczegożby nie? — zauważył Janek. — nie chciałbyś nawiązać z nami bliższych stosunków?
Wołkow zarumienił się i odpowiedział:
— Zależy na jakich warunkach.
— Na bardzo dogodnych — odezwał się Krygier.
Po chwili ciszy, która zapanowała, Bajgełe zabrał głos:
Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/15
Ta strona została skorygowana.