Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/185

Ta strona została przepisana.

tylko niebezpieczeństwo. Pies, którego nie widział, ale którego obecność czuł, przykuwał go do miejsca.
Wreszcie się zdecydował. Powoli zaczął się poruszać. Coraz odważniej. Dziwił się, że pies nie reaguje na jego swobodne ruchy. A jeszcze bardziej był zdumiony, gdy obmacał już całą piwnicę i nie natrafił na żaden ślad żywej istoty.
— To złudzenie.... Nerwy.... — pomyślał Szczupak w duszy. — Nikogo tu nie ma w piwnicy, prócz mnie.
W tejże chwili światło zabłysło w piwnicy. Oczy komisarza, przyzwyczajone do ciemności, nie widziały nic, co się dokoła dzieje. Światło natychmiast zgasło.
Szczupak nie wątpił już teraz, że jest strzeżony.
Obudził się w nim instynkt policyjny. Postanowi wybadać, co się tu dzieje. Powoli, ostrożnie rozglądał się dokoła. W kącie, tuż obok sufitu wymacał lampkę elektryczną. Zrozumiał, że musi się też w piwnicy znajdować kontakt, który przekręcono, by sprawdzić, co on porabia.
Rozległ się śmiech kobiecy. Przyłożył ucho do wilgotnej ściany i usłyszał kilka głosów, prowadzących rozmowę. Zorientował się, że grają w karty.
Zmęczony, wyczerpany, przybity fizycznie i moralnie opadł na skrzynię, która stała w kącie. Dygotał z zimna.
Naraz usłyszał, że auto zatrzymało się tuż obok piwnicy. Natężył wzrok. Słyszał wyraźnie, jak wynoszą ciężkie skrzynie z tamtej strony ściany, skąd przed tem doszły go głosy.
Tam widać mieści się magazyn cennych kradzionych rzeczy — pomyślał — i teraz robią porządek... Jeszcze mocniej przywarł głową do muru. Wśród rozmawiających rozróżnił głos Bajgełe.
— Jacy moi ludzie są głupi! — miotał się Szczupak w bezsilnej rozpaczy. — Dlaczego nie domyślają