Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/193

Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ X

W jednym z najelegantszych pensjonatów pod Nowym Jorkiem panował ruch ożywiony. Gośce poruszali się z dystynkcją, nie zważając na siebie. Wszystko tu odbywało się w nastroju sztucznym, sztywnym Służba murzyńska stała na umówionych miejscach, pełna oczekiwania na najmniejszy rozkaz wyfraczonych partów i wydekoltowanych pań.
Większość gości rekrutowała się z posażnych, ale starszych panien i podtatusiałych kawalerów, którym interesy nic pozwalały na to, by w porę zainteresować się zmianą stanu cywilnego. Goście tu sprawiali wrażenie, jakby byli pokłóceni z całym światem i nawzajem się nie znosili.
Jedynie dwie osoby wyróżniały się w tym towarzystwie, ściągając powszechną uwagę. Byli nimi Stasiek Lipa i jego córka Aniela.
Oboje podróżowali po całym świecie, a gdy dotarli do Nowego Jorku Stasiek Lipa umyślnie wybrał ten osobliwy pensjonat w przeświadczeniu, że w tym towarzystwie jego urodziwej córce nic grozić nie może...
A Aniela rozkwitała i promieniała swoją urodą, budząc wszędzie powszechny zachwyt dla swej osoby.
O Janku nie mogła zapomnieć. Im bardziej oddalała się od Warszawy, tym silniejsza trawiła ją tęsknota.
Staśkowi nie był obcy jej stan psychiczny Nie spuszczał jej z oka. Na okręcie Aniela dostawała silnych ataków nerwowych i była bliska obłędu. Pozostawała pod opieką lekarza okrętowego. Imię Janka nie schodziło z jej ust. Z biegiem czasu opanowała wybuchy płaczu. W duszy przywiązanie do Janka wzmacniało się z każdym dniem.
Stasiek Lipa robił w pensjonacie wrażenie starszego przemysłowca, który odbywa podróż w towarzyst-