Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/204

Ta strona została przepisana.

ciła się Aniela do ojca, by coś powiedzieć i rozwiać przy gnębiający nastrój.
— Muszę tam zaraz iść. Powiedziano mi, bym się zgłosił za godzinę — odpowiedział Stasiek Lipa.
Młody inżynier poczuł, że jest tu zbyteczny. Napomknięcie o „narzeczonym“ zepsuło mu nastrój. Nie mógł oderwać oczu od Anieli.

Stasiek Lipa wstał, włożył palto i, rzekłszy kilka słów na usprawiedliwienie, wyszedł z pokoju. Zaraz wrócę — rzucił, będąc już we drzwiach; da, w ten sposób przybyłemu do zrozumienia, by sobie na zbyt wiele nie pozwalał.
Młody człowiek bez wstępu oświadczył się Anieli w miłości. Stasiek Lipa, który stał za drzwiami, słuchał jego wyznań miłosnych z radością Gdy wyszedł na ulicę pogwizdywał sobie wesołą piosenkę.
Inżynier, spostrzegłszy smutek na twarzy Anieli, zauważył:
— Pani tęskni za swoim narzeczonym?
— Tak — odpowiedziała Aniela, której w tej chwili wypłynął w wyobraźni obraz Janka.
— W takim razie nie będę się pand więcej narzucał
— I już pan zapomniał, co pan przed chwilą po wiedział — rzekła Aniela z wyrzutem w głosie.
— Moje uczucie miłosne nie płynie z egoizmu. Nie chcę burzyć pani szczęścia..
Aniela zestawiała w duchu obu mężczyzn: Janka, przestępcę, i inżyniera, człowieka szlachetnego. Naiwne, dziecięce oczy niebieskie inżyniera mówiły za siebie, że ustami wypowiada szczerze, co ma na sercu i na myśli. Przypomniała sobie wyznanie miłosne Janka i doszła do przekonania, że oświadczyny inżyniera były wyrazem człowieka uduchowionego. Janek zaś był typem człowieka o zwierzęcej namiętności. Teraz dopiero