Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/22

Ta strona została skorygowana.

biegów. Nie lękam się waszych oszczerstw i w dodatku tak głupich. Dziwię się, że dla takich bzdur podstępem zwabiliście mnie tu, do tego domu.
— Dobrowolnie tu szedłeś — rzekł Bajgełe. — A zresztą, gdybyś dziś nie przyszedł, sprowadziłbym cię tutaj innym razem.
Profesor nie mógł dłużej tego znieść i odezwał się:
— O ile się nie mylę, pan Wołkow jest aspirantem policji. Czy macie dowody, że ten pan jest mordercą?
Krygjer podszedł do profesora i oświadczył mu:
— Tak jest w rzeczywistości. Oto ma pan egzemplarz człowieka, który prześladuje człowieka pod zarzutem zamordowania policjanta, którego sam sprzątnął. Oto jak wygląda wasz „nadświatek“

— Kłamstwo!.. To ohydne kłamstwo!.. — zerwał się Wołkow z miejsca, dobywszy momentalnie rewolweru.
Ale zanim Wołkow zorjentował się w sytuacji, Milczek jednym skokiem był przy nim i wyrwał mu broń z ręki. Milczek usiłował go nawet poczęstować rękojeścią browningu, ale Janek i Krygier odepchnęli go.
— Dosyć go bijemy tym, że demaskujemy jego zbrodnię — zauważył Moryc. — Jesteśmy ludźmi kulturalnymi.
— Panie Wołkow — odezwał się Krygier — przyznajesz się, czy nie?
Wołkow milczał.
— Radzę ci po przyjacielsku, odpowiadaj — odezwał się Bajgełe.
— Nie mam się do czego przyznawać. Nikt zresztą nie wierzy waszym bredniom. To, co wy mnie zarzucacie, jest wymysłem dla zemsty.