Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/232

Ta strona została przepisana.

trunku, którym bym się upił. Bądź spokojny, wiem doskonale o czym mówię. Powiedz, gdzie jest Felek!? — walnął Franek pięścią w stół.
— Tak... Gdzie jest Felek?!... — powtórzyli wszyscy, przybierając groźną postawę: — Tyś go zamordował.
Janek zbladł. Błyskawicznym ruchem, na jaki stać było tylko Klawego Janka, dobył z kieszeni rewolweru.
— Tak łatwo mnie nie weźmiecie — syknął Janek i strzelił w stronę Franka. Kula utkwiła w ścianie. Janek był za bardzo zdenerwowany, aby strzelał celnie.
W ciągu następnej chwili Janek już leżał na ziemi. Kilka silnych ramion trzymało go mocno. Franek jedną ręką ściskał Janka za gardło, a w drugiej błysnął nóż sprężynowy... Obecna w piwnicy córka meliniarza schwyciła Franka za rękę.
— Daj mu! — wydzierał się meliniarz. — Już najwyższy czas na niego.
Franek uniósł nóż. W tej samej chwili otworzyły się drzwi, prowadzące do piwnicy. Na progu stanął Krygier.
— Krygier! Krygier! — zawołali obecni z szacunkiem i odstąpili od Janka.
Krygier, nie mówiąc ani słowa, podszedł do Janka i pomógł mu wstać z ziemi. Nikt nie śmiał protestować.
Janek uśmiechnął się zakłopotany. Miał na sobie podarte ubranie, z twarzy spływała krew.
— Co chcieliście z nim uczynić? — zapytał Krygier spokojnie. — Skąd się tu wziąłeś? — zwrócił się i kolei do Janka.
Właściciel meliny opowiedział, co zaszło Krygier ujął Janka za rękę.
— Chodź ze mną. Nikt nie odważy się uczynić ci coś złego — zwrócił się Krygier do obecnych.
Franek wystąpił śmiało naprzód i odezwał się do Krygiera: