Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/236

Ta strona została przepisana.

zdolna. Ale najważniejsze, że Ada nie jest znowu taka głupia, by chciała mnie zastąpić tobą.
Krygier wymusił na sobie uśmiech, nie odpowiadając ani słowa. Wsiał z kozetki i zamierzał odejść.
— Wpierw oddaj mi pięćdziesiąt rubli, które przegrałeś — wyciągnęła do Krygiera rękę uśmiechnięta Ada.
Krygier zmierzył ją ostrym spojrzeniem od stóp do głowy. Ada straciła w jego oczach wszystko. Przekonawszy się, że Janek jest usidlony przez niebywałe niebezpieczną kobietę, powziął raptownie decyzję.
— Janku, musisz z ze mną natychmiast pójść. Ale już! Niezwłocznie! Musimy omówić pewną ważną sprawę.
Ale Ada próbowała obrócić poważny nastrój. Nadal żartowała.
— Jakto, panie Krygier, nie płaci pan przegranego zakładu? Gotowam pomyśleć, że pan nie jest dżentelmenem!...
Janek obserwował ich, nie rozumiejąc niczego. Dostrzegł tylko, że Ada dziwnie ściągała powieki, a twarz jej pokrywały naprzemian to rumieńce, to bladość.
Ale Krygier, jakby nie zważał na nią i ostro pociągnął Janka za sobą:
— Chodź! Muszę z tobą pomówić w bardzo ważnej sprawie. Zapominasz się.
Do rozmowy wtrąciła się Ada:
— Janek teraz nie pójdzie! — pociągnęła go za ramię ku sobie, spoglądając ostro w stronę Krygiera.
— A Ja ci powiadam że pójdzie ze mną! — utkwił swój wzrok w twarzy Ady. Zwracając się do Janka, Krygier rzekł: — Zapomniałeś już, że w „tamtej“ sprawie umówiliśmy się na trzecią w nocy w Warszawie. Musimy się stawić na czas.
— „Tamta“ sprawa to nie zając i nie ucieknie! — odparła Ada śmiejąc się na głos. — W ogóle więcej mu