Najwięcej niepokoiła go Ada, kochanka Janka. Na wspomnienie o licznych znajomościach, zawartych za jej pośrednictwem w pensjonacie, pomyślał ze strachem, czy nie było wśród nich konfidentów, którzy bawili się z nim w kota i myszkę.
— Czymprędzej uciekać stąd — mawiał do siebie Kryger.
Do Warszawy auto jego przybyło o drugiej w nocy. Krygier kazał siebie zawieźć do jednego z nocnych lokali. Wiedział, ze w tym stanie podniecenia, w jakim się znajdował nie bodzie mógł zasnąć. Nadto spodziewał się, że w tym lokalu zastanie swoich towarzyszy.
Krygier wszedł do lokalu krokiem pewnym siebie. Panowała tu specyficzna atmosfera, przesiąknięta zapachem potraw trunków i perfum. Wydekoltowane panie siedziały obok wyfraczonych panów.
Orkiestra grała sentymenalne tango. Krygier przystanął, by ostrym spojrzeniem objąć tańczące pary oraz siedzących przy stolikach.
W półmroku, który teraz zapanował, parki posuwały się po śliskiej posadzce. Twarze pań wyrażały triumfalną pewność z tego, że mężczyźni, którzy krzątają się dokoła, są igraszką w ich ręku.
Krygier nie znosił teraz triumfujących oczu kobiet. Ruchy ich ciał w tańcu sprawiały na niego wrażenie tańca węży. Wydusiłby je teraz!... Teraz oskarżał w duchu kobiety, że dla nich ludzie giną, dla nich dostają się do więzień!...
Usiadł z boku przy wolnym stoliku. Nie odpowiadał na prowokujące uśmiechy wydekoltowanej „świeżej“ blondynki. Nie mogąc się pozbyć natrętnych spojrzeń, odwrócił się od niej nerwowo.
Kelner, dobry psycholog, spostrzegłszy ruch gościa, pośpieszył doń, by go wyrwać z opresji...
— Sługa jaśnie pana dyrektora — skłonił się przed Krygierem.
Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/238
Ta strona została przepisana.