Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/250

Ta strona została przepisana.

Miał widziadła, w których tematy obracały się dokoła restauracyj, kawiarń i cukierń. Widziadła te doprowadzały go do szaleństwa. Doznawał zawrotu głowy.
W pewnym momencie rozległy się Kroki na korytarzu Krygier nadsłuchiwał. Może już idą po niego Ale kroki ucichły. Staczał ze sobą walkę: przypuścić szturm do drzwi i przypomnieć klucznikowi o swoim istnieniu, czy też wytrwać do końca.
Ostatnią nadzieja Krygiera był Wołkow. Pół życia gotów był teraz oddać, by móc zapytać Wołkowa, co zamierza z nim uczynić.
Krygier pocieszał się, że Wołkow tak będzie manewrował, by go puścić wolnym. Dokument, podpisany przez niego przyda mu się teraz. Jeżeli wypadnie mu siedzieć, to i Wołkow powędruje za kraty więzienne. Krygier był zadowolony, że nie miał przy sobie dokumentu, w którym przyznawał się do zabójstwa policjanta; jego obrabowania.
Ale głód raz po raz odzywał się i upominał o jedzenie.
Krygier postanowił do ostateczności walczyć z głodem. Był niemal pewny, że policja zajęta jest likwidowaniem jego bandy i dlatego nikt nie zajmuje się nim. Ten stosunek władz do Krygiera, wytrącał go z równowagi.
Tracił siły. Nie mógł się utrzymać na nogach. Położył się na narze. Jak we mgłę przesuwały się przed jego oczyma obrazy z dawnej przeszłości. Przypomniały mu się lata dzieciństwa... rodzice, którzy byli poczciwymi ludźmi.... różne przestępstwa... paczki banknotów... spólnicy.. kobiety, które dawały mu chwile rozkoszy, ale których nienawidził z całej duszy.... Koszmarne wizje ciągnęły się w nieskończoność.. Cała noc prawie przetrwał w tym stanie ni jawy, ni snu. Głód stawał się dokuczliwszy z minuty na minutę. Nie mógł zasnąć a na jawie nie mógł panować nad nerwami.