duje się w silnych ramionach, z których nie mogłaby się wyzwolić. Auto pomknęło z niebywałą szybkością.
Chciała krzyczeć, wzywać pomocy, ale poczuła naraz mdłości. Siły ją opuszczały. Popadła w sen. Straciła przytomność Na sekundę przed jej utratą, poczuła na sobje pożądliwe pocałunki...
Gdy się obudziła doznała nowego wstrząsu. Zobaczyła siebie na kozetce w obcym mieszkaniu. Wnet do jej pokoju weszła owa podejrzana kobieta, w towarzystwie Moryca.
— Jak się czujesz? — zapytał drżącym głosem Moryc.
— W jaki sposób dostałam się tutaj?! — krzyknęła Aniela nieswoim głosem. — Gdzie moja odzież? Przeklęci nikczemnicy!!!...
— Nie gniewaj się, droga moja — uspakajaj ją Moryc. — Coprawda ta pani zwabiła cię tutaj, ale nie chciałem cię skrzywdzić, gdy cię uśpiono...
„Zimna kokota“, która była świadkiem tej rozmowy, cynicznie się uśmiechała. Była zazdrosna o piękne kształty i urodę Anieli.
— Coście tu ze mną uczynili? — zawołała Aniela. — Wy... Podlj ludzie!!!
Aniela wybuchnęła płaczem.
— Za późno na lamenty... odezwała się szyderczo „zimna kokota“.
I chociaż Moryc zapewniał ją, że nie wyrządził jej krzywdy, Aniela szlochała z bezsilności.
Moryc tłumaczył się, że sprowadziła go do tego mieszkania „zjmna kokota“ i że nie wiedział wcale o tym że uśpiła chloformem Anielę i ją tu podstępem zwabiła. Nie tylko, że nie skrzywdził Anieli, ale przeciwnie — nie opuścił tego mieszkania w obawie by jej nie skrzywdzono.
Aniela włożyła palto i skierowała się do wyjścia. Ale „zimna kokota“ zatarasowała jej drogę.
Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/35
Ta strona została skorygowana.