Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/52

Ta strona została skorygowana.

— Uczynię cię najszczęśliwszą kobietą pod słońcem! — szeptały jego usta.
Opanowywały go szalone myśli. Ale gdy zamierzał je wykonywać, brakło mu odwagi. Obojętność, z którą przyjmowała jego słowa, paraliżowały jego zamiary i poczynania.
— Pan staje się bohaterem melodramatu — rzekła Aniela, nie ukrywając uśmiechu na bladych licach.
— Pani szydzi ze mnie? Przypuszczam, że wywołuję w pani śmieszne uczucie ale niech mi pani wierzy, że pod mundurem policjanta także bije serce, spragnione miłości! Niech-że mi pani raz na zawsze wyjawi, jaką rolę odgrywa w pani życiu ten niebezpieczny opryszek. W żaden sposób uwierzyć nie mogę, by pani także należała do jego bandy.
Aniela uśmiechnęła się gorzko.
— Naprawdę nie wiem, czego pan chce ode mnie? Przecież nie mogę nakazywać sercu miłości.
— Zdaję sobie sprawę z tego że moja miłość ośmiesza mnie w oczach pani. Wiekiem mógłbym być pani ojcem ale cóż zrobię, gdy pani mnie oczarowała. Poza panią świata nie widzę.
— Pragnę z panem się rozmówić.
— I ja tego pragnę.
— Jestem córką złodzieja i mam narzeczonego — złodzieja, którego kocham. Może mam to we krwi że nie mogę pokochać tego, który należy do prześladowców moich najbliższych.
Proszę
przeto nie narzucać się swoimi wyznaniami miłosnymi.
Żarski ofuknięty i rozzłoszczony stał przez chwile jakby w ogniu. Krew z oburzenia uderzyła mu do głowy.
Sapał ciężko Z trudem łapał oddech. Aniela przeraziła się jego widoku. Cofnęła się w tył. Znał dobrze kobiety i wiedział, że lubią udawać, że się bronią. Ale