Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/55

Ta strona została skorygowana.

Jakie wielkie musiało być jego zdumienie, gdy aż do drzwi gabinetu urzędowego nie dała po sobie poznać iż zamierza skapitulować. Przeciwnie, dumnie weszła do jego gabinetu i z wrodzonym czarem kobiecym zajęła miejsce na krześle dla interesantów. Wyjęła grzebień z torebki i kokieteryjnie przyczesała sobie włosy.
Żarski nerwowo kręcił się po pokoju i kilkakrotnie zatrzymywał się tuż przed Anielą.
— I pan chce jeszcze raz wypróbować szczęcia? — zapytała pierwsza Aniela. — I tu w swoim gabinecie, jak wówczas?
— A co pani uczyni? — uśmiechał się Żarski. — Czy wolno wiedzieć, piękna uwodzicielko?
— Tylko bez komplementów. Nie usiłowałam ani zależy mi na tym, by pana uwieść. Czego pan właściwie chce ode mnie? Dlaczego mnie pan tak męczy?
— To pani mnie męczy! — zawołał Żarski i, nie panując więcej nad sobą, przytulił się do niej.
— Jak widzę, pan nie zrezygnował jeszcze ze swych zbrodniczych zamysłów.
— Nigdy nie zrezygnuję z pani.
Aniela jednym skokiem znalazła się przy drzwiach. Żarski pochwycił ją za rękę.
— Proszę zająć swoje miejsce! — rozkazał.
— O, nie! Z panem tu w cztery oczy nie pozostanę!
— Niech mi pani wierzy, że w pani interesie leży, abym panią przesłuchiwał w cztery oczy. Inni może to uczynią w daleko brutalniejszy sposób... Proszę, niech pani siada a rozmówimy się spokojnie. Zapewniam panią, że nie użyję przemocy.
Spełniła jego życzenie.
— Przez cały czas byłem wobec pani łagodny, usłużny, dobry — rzekł komisarz Żarski. — Pani nie jest na tyle naiwna, by nie wiedzieć, com dla pani uczy-