Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/58

Ta strona została skorygowana.

dumnie się wyprostowała i stanowczo spojrzała na komisarza.
— A jednak tak jest... Pan się co do mnie pomylił Pan tego zrozumieć nie może... Za to ja już pana rozumiem... Nie może to się panu w głowie zmieścić, abym, jako córka złodzieja i wierna towarzyszka Janka, mogła nie być zdemoralizowana i niewinna?... Ale jestem mimo wszystko uczciwą dziewczyną! A pan chce popełnić na mnie zbrodnię!
„Wspaniała artystka“ — szeptał w nim wewnętrzny głos. — „To sztuka grać tak rolę, jak ona“.
— No, więc, co pani postanowiła? Chce mnie pani wmówić że jest cnotliwa?...
Żarski śmiał się ironicznie, a Aniela płakała.
Każde jego słowo bolało ją silniej, niżby ją miał kłuć ostrym narzędziem. Zdawała sobie sprawę że Żarski, jako silniejszy, zdecydowany jest postawić na swojem. Teraz też pojęła, dlaczego ludzie nocy pałają do „władzy“ uczuciem zemsty.
Aniela miała jeszcze nadzieję, a nuż kto się zjawi, wejdzie tu i położy kres jej mękom. Ale jakby na zło jej wytężony słuch nie mógł podchwycić nawet szmeru z korytarza, przylegającego do drzwi. Zorientowała się, że ta cisza dokoła, to dzieło, uplanowane przez Żarskiego... Zabezpieczył się na wszelki wypadek, by mu nikt nie przeszkadzał...
Żarski czytał jej myśli, niby w otwartej księdze. Zbliżył się do niej raptownie. Jego twarz wykrzywiona, napięta, zła — mówiła za siebie, że już nie jest odpowiedzialny za swoje czyny. Demon namiętności znalazł w nim ucieleśnienie. Palce jego, które się teraz wyciągały ku Anieli robiły wrażenie drapieżnych szponów. Jego ręce, które znów usiłowały ją objąć, napawały ją strachem i wstrętem. Z jej serca wydobył się krzyk.