Krygier podszedł do Wołkowa i, spojrzawszy mu głęboko w oczy, oświadczył:
— Uważałem cię dotychczas za rozsądniejszego człowieka. Jak widzę, zaczynasz z nami „zabawkę“. Uprzedzam cię, że na nic ona się nie zda. Będziesz czynił to, co ci rozkażemy.
— Nigdy!...
— Poco wygłupiasz się? — wtrącił się do rozmowy Bajgełe. — Jak widzę nowy awans podziałał na ciebie oszałamiająco.
Krygier wyjął z kieszeni arkusze papieru, zapisanego przez Wołkowa, w którym przyznał się do zamordowania policjanta i obrabowania go z portfelu pieniędzy, po czym wręczył go Wołkowowi i rzekł:
— Jeżeli sadzisz, że zamierzamy cię szantażować tym oto oświadczeniem, mylisz się. Proszę go sobie wziąć!
Krygier rzucił ten papier na stół ku zdumieniu Wołkowa, który nie mógł zorientować się w sytuacji. Niemniej zdezorientowani byli pozostali zgromadzeni.
— Dlaczego nie zabierasz sobie tego dokumentu? — oburzał się Krygier — Gdy zapragnę znaleźć na ciebie hak i tak nie — wykręcisz się z moich rąk! Ty głupcze! Awans wywołał zamieszanie w twojej głowie? Biada ludziom nocy, co za persony awansują na naczelników urzędów śledczych!... Najmniejszy złodziejaszek ma więcej w palcu, niż ty w głowie!... Jedynie przy naszej pomocy zdołasz się utrzymać na tak wysokim stanowisku. Ale ty tego nie jesteś w stanie ogarnąć swoim umysłem!...
Wołkow jakby był rażony prądem. Chytry Krygier wiedział, jak podejść Wołkowa. Wyczuł intuicyjnie, że Wołkow przy swoim niskim stopniu wykształcenia nie wierzy we własne siły, czy podoła nowym
Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/74
Ta strona została skorygowana.