Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/78

Ta strona została skorygowana.

meru lub adresu abonenta, z którym byt połączony...
Krygier po chwili zbagatelizował sprawę i przystąpił do omówienia planu działania.
— Mówcie prędko i krótko — naglił Wołkow. — Mogę tu jeszcze pozostać wszystkiego dwadzieścia minut czasu.
— Rola twoja nie będzie ci nastręczała zbytniego ryzyka — wyłuszczył Krygjer warunki współpracy. — Za każdym razem damy ci znać, w jakim kierunku winieneś kierować dochodzenie, by nas nie przyłapano. I to wszystko! Wszystkiego mamy jeszcze dwie roboty do wykonania! A po tym — adieu!
— Dobrze. Ale... będę wspólnikiem!
— Naturalnie. Inaczej nawet sobie tego nie wyobrażaliśmy! — rzekł Krygier. Otrzymasz od nas instrukcje, gdy się do czegoś zabierzemy... Aha, jeszcze jedną mam prośbę.
— Gadaj szybko. O ile to będzie możliwe, spełnię ją.
— Moja „twarz“ jest tam w waszym albumie. Chcę, abyś ją stamtąd wydostał i mnie zwrócił.
— O ile się tylko da, spełnię twoje życzenie.
— A teraz ja mam do ciebie prośbę — uśmiechał się Janek. — Powiedz mi, ale prawdę, czy komisarz Żarski miał coś wspólnego z Anielą?...
— Nie dała się...
— Tak?... — zamyślił się Janek. A może znany ci jest wynik badania policji obyczajowej?...

Wołkow roześmiał się.
— Co cię tak cieszy? — churzał się Janek. — Mów! — wrzasnął Janek, a krew napłynęła mu do twarzy.
— O ile będziesz kiedyś ojcem córek, niechaj będą tak niewinne, jak Aniela...
— Dziękuję ci. Jesteś porządnym chłopem.